środa, 3 czerwca 2009

Wyrok w sprawie "Edyta Górniak: Bez cenzury"

Kilka dni temu Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w toczącej się od 2005 r. sprawie z powództwa Edyty Górniak przeciwko Piotrowi Krysiakowi, na mocy którego Krysiak ma przeprosić Górniak za podanie o niej nieprawdy w książce pt. „Edyta Górniak: Bez cenzury”, przeprosiny mają zostać opublikowane w Gazecie Wyborczej i Super Ekspressie. Sąd nakazał również zapłatę przez Krysiaka 10.000 zł na cel społeczny oraz zwrot kosztów procesu w kwocie 15.000 zł. Nadto sąd nakazał zakaz rozpowszechniania książki w części dotyczącej życia prywatnego powódki i jej wizerunku. Zdaniem Sądu Krysiak podając nieprawdę, naruszył prawo do prywatności Edyty Górniak, jej cześć i dobre imię.

Krysiak w toku procesu wskazywał, że rzetelnie przedstawił dostępne informacje o artystce i podkreślał, że niekiedy sama Górniak zabiegała o zainteresowanie mediów swoim życiem, co miało przekładać się na frekwencję na jej koncertach i sprzedaż płyt.

W uzasadnieniu orzeczenia sędzia Maria Piasecka podkreśliła, że każdy ma prawo do ochrony życia prywatnego, także powódka. Za naruszające prywatność uznała informacje o dzieciństwie, relacjach z rodzicami, a zwłaszcza z ojcem, związkach z mężczyznami, próbach samobójczych, miejscu zamieszkania, sytuacji finansowej. Jednocześnie sędzia podkreśliła, iż ochronie nie podlegają informacje o życiu zawodowym artystki, dlatego Krysiak nie naruszył prywatności powódki, opisując początki jej kariery, nakłady płyt i ich oceny, kulisy konkursu Eurowizji.

Najbardziej zaskakujący w ustnym uzasadnieniu wyroku jest dla mnie fakt, że według Sądu bezprawności nie wyłącza, iż część informacji powódka mogła ujawnić sama. Według informacji podawanych przez środki masowego przekazu (m. in. Gazetę Prawną) zdaniem sędzi Piaseckiej: "pozwany nie wykazał, które informacje ona sama upubliczniła, a jeśli tak, to czy w autoryzowanych wywiadach".

Z uzasadnienia tego wynika zatem, że wykazując brak bezprawności w publikowaniu informacji z życia prywatnego, nie wystarcza wykazanie, że dana osoba publiczna ujawniła informacje ze swojego życia prywatnego mass-mediom. Konieczne jest udowodnienie, iż informacje te zostały ujawnione w autoryzowanych wywiadach.

Jak wiadomo dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była ona uprzednio opublikowana. Autoryzacja dokonywana jest jednak wyłącznie wówczas, gdy osoba udzielająca wypowiedzi sobie tego zażyczy.

Przyjmując więc, iż przedstawiony przez sędzię Piasecką pogląd co do konieczności wykazywania przez pozwanych w sprawach o naruszenie prywatności stałby się powszechnie obowiązujący, osoby publiczne w prosty sposób mogłyby unikać ryzyka, iż informacje te będą „bezkarnie” powielane. Wystarczyłoby, że nie autoryzowałyby swoich wywiadów dotyczących życia prywatnego i według koncepcji sędzi Piaseckiej każde powtórzenie tej informacji w środkach masowego przekazu byłoby bezkarne. Koncepcja ta nie może zasługiwać na uznanie.

Innym problemem, jaki wynika z tego poglądu, jest możliwość udowodnienia przez pozwanego, że wypowiedź, na którą pozwany się powołuje, wykazując brak bezprawności, była przez powoda autoryzowana. Taki obowiązek byłby praktycznie niemożliwy do wykonania przez pozwanych, chyba że pozwani masowo zaczęliby powoływać na świadków redaktorów naczelnych mediów, na łamach których dana osoba publiczna ujawniła informacje ze swojego życia prywatnego, bądź dziennikarzy przeprowadzających dany wywiad. Wydaje mi się więc, iż sędzia Piasecka nie przemyślała dostatecznie tego argumentu i mam nadzieję, że w sprawach o naruszenie prywatności nie stanie się on powszechnie obowiązujący.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz