niedziela, 22 listopada 2009

Rusza proces "o Bolka"

W najbliższy wtorek 24.11.2009 r. odbędzie się pierwsza rozprawa w sprawie o ochronę dóbr osobistych, jaką Lech Wałęsa wytoczył Lechowi Kaczyńskiemu za wypowiedź udzieloną w telewizji Polsat, iż Wałęsa był agentem o pseudonimie "Bolek". Wałęsa domaga się nakazania Kaczyńskiemu odwołania powyższych słów oraz zapłaty zadośćuczynienia w wysokości 100.000 zł. Cał atreść pozwu znajduje się tutaj.

Żeby wygrać proces Kaczyński będzie musiał udowodnić, że jego wypowiedź nie była bezprawna, czyli przedstawić dowody wykazujące, że Wałęsa rzeczywiście był agentem Bolkiem. Z informacji podawanych przez serwis Gazeta.pl wynika, że stanowisko pozwanego w tej sprawie jest jeszcze nie znane. Do akt nie wpłynęła jeszcze odpowiedź na pozew.

W kontekście wyroków sądów lustracyjnych wydaje się, że sprawa zostanie rozstrzygnięta na korzyść Wałęsy. Moją uwagę zwrócił jednak fakt, że w pozwie nie zostały złożone żadne wnioski dowodowe na okoliczność krzywdy Wałęsy, uzasadniające zapłatę zadośćuczynienia.

O szczegółach sprawy z pewnością będę pisał.

piątek, 20 listopada 2009

Aktywny użytkownik forum osobą publiczną?

Sąd Apelacyjny we Wrocławiu oddalił apelację Arnolda Buzdygana od wyroku Sądu Okręgowego w sprawie ochronę dóbr osobistych przeciwko Stowarzyszeniu Wikimedia Polska prowadzącemu polską edycję słynnej Wikipedii. O wyroku Sądu Okręgowego pisałem we wpisie „Kto odpowiada za wpisy w Wikipedii, czyli Buzdygan przeciwko Stowarzyszeniu Wikimedia Polska” oraz „Kto odpowiada za wpisy w Wikipedii - uzupełnienie”.

W zasadzie na tej krótkiej notatce można by skończyć ten temat, gdyby nie jedna rzecz, która zwróciła moją uwagę w ustnym uzasadnieniu wyroku Sądu Apelacyjnego, cytowanym na blogu Piąta Władza. Otóż Sąd Apelacyjny stwierdził, iż w związku z tym, że Buzdygan jest aktywnym uczestnikiem szeregu dyskusji na szeregu for internetowych to w tym sensie (tj. w środowisku internautów udzielających się na forach – jak należy się domyślać) jest osobą publiczną.

Pojęcie „osoby publicznej” oraz „działalności publicznej” nie zostało w żaden sposób zdefiniowane w przepisach. Pojęcie „osoba publiczna” w ogóle nie występuje w przepisach, wywodzi się je z art. 14 ust. 6 Prawa prasowego i pod tym pojęciem należy rozumieć osobę, która prowadzi działalność publiczną. Jest to jednak definicja typu ignotum per ingotum (nieznane przez nieznane), stąd pojęcie to było wielokrotnie wyjaśniane przez sądy orzekające w sprawach o ochronę dóbr osobistych, w tym zwłaszcza w sprawach o ochronę prawa do prywatności.

Powszechnie przyjmuje się, że do kategorii osób publicznych należą osoby pełniące funkcje publiczne (np. politycy, wyżsi urzędnicy państwowi itp.). Część składów sędziowskich i komentatorów za osoby publiczne uważa również osoby powszechnie znane ( a więc np. aktorów, artystów, piosenkarzy, sportowców itp.). W kontekście omawianego wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu za osobę publiczną można również uznać osobę, która nie pełni żadnej funkcji publicznej, nie jest również znana wszystkim, ale aktywnie udziela się w określonym środowisku, przez co w ramach tego środowiska jest powszechnie znana. Za takie środowisko może być uznana społeczność użytkowników sieci Internet.

Wobec powyższego zaryzykuję tezę, że za osobę publiczną może być uznana nawet osoba udzielająca się choćby tylko na jednej liście dyskusyjnej, nawet użytkowanej przez relatywnie nie dużą ilość osób, jeżeli osoba ta aktywnie udziela się na tej liście, a więc prowadzi na niej działalność publiczną, przez co jest powszechnie znana wśród jej użytkowników. W takim przypadku osoba taka w ramach „swojego” środowiska dotknięta by była wszelkimi ograniczeniami dotyczącymi osób publicznych. Możliwe więc by było np. ujawnienie na łamach periodyku adresowanego do użytkowników takiej listy informacji z życia prywatnego takiej osoby, jeżeli wiązałyby się z prowadzoną przez nią działalnością publiczną (a więc np. z poglądami głoszonymi przez nią na danym forum internetowym). Osoba taka musiałaby również tolerować krytykę pod swoim adresem w większym zakresie niż mniej aktywni użytkownicy forum.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Młynarska wygrywa z Axel Spriger, czy inni wydawcy czekają w kolejce?

Jak donosi portal Plejada.pl Paulina Młynarska wygrała proces o ochronę dóbr osobistych z Axel Springer Polska, który zmodyfikował jej słowa, sugerując,że została zgwałcona w wieku 15 lat.

W rzeczywistości Młynarska w wywiadzie dla Dziennika ujawniając kulisy produkcji filmu "Kronika wypadków miłosnych", w którym wystąpiła, opowiadała jak wielkim przeżyciem było dla niej wówczas zagranie scen rozbieranych i jak wówczas zachowała się ekipa filmowa. Młynarska mówiła: "Słyszałam jak mówili, że przez takie >nikt< jak ja, przepadnie dzieło wielkiego artysty. Dla 15-latki to było wielkie obciążenie psychiczne. Musieli widzieć, że jestem roztrzęsiona. Jeden z członków ekipy, wszedł do mnie do przyczepy, postawił na stole piwo i podał mi pastylkę, najprawdopodobniej relanium. Jedyne słowa jakie usłyszałam to "life is brutal".

Młynarska przyznała również, iż nie wie, czy reżyser tego filmu - Andrzej Wajda, wiedział o wszystkim. Jej zdaniem: "(...) jestem pewna jednego - tego dnia zostałam brutalnie wykorzystana, wręcz mentalnie zgwałcona. To wydarzenie wywarło negatywny wpływ na całe moje późniejsze życie".

Tymczasem portale internetowe, w tym również wydawane przez Axel Springer Polska, sugerowały w tytułach, że Młynarska została zgwałcona (Dziennik.pl: "W filmie Wajdy zostałam zgwałcona"), co stanowiło świadomą manipulację redakcji tych portali. Czym innym jest bowiem gwałt fizyczny, jaki sugerowały portale, a czym innym gwałt mentalny, pod pojęciem którego rozumieć należy krzywdę psychiczną.

Podobnego zdania był Sąd Okręgowy, który nakazał wydawcy portalu e-fakt.pl i dziennik.pl publikację oświadczenia w serwisach efakt.pl, dziennik.pl oraz dwóch wybranych przez Młynarską dziennikach papierowych (portal wirtualnemedia.pl podaje, że prawdopodobnie będą to Gazeta Wyborcza i Dziennik Gazeta Prawna), a także zapłatę zadośćuczynienia w kwocie 40.000 zł. Wyrok nie jest prawomocny.

Nierzetelność wydawcy dziennika.pl i naruszenie dóbr osobistych Młynarskiej wydaje się oczywiste. Swiadczy o tym również fakt, że proces trwał krócej niż pół roku (artykuły pochodzą z maja 2009 r.), co w sądach warszawskich prawie się nie zdarza. Sprawa mogła zakończyć się więc już na pierwszej rozprawie. Na razie nie wiadomo, czy Axel Springer Polska będzie się odwoływał.

Podobnej manipulacji jak w portalu e-fakt.pl oraz dziennik.pl dopuściły się również inne portale i serwisy internetowe o tematyce plotkarskiej. Z moich poszukiwań wynika, iż artykuły te w większości zostały już skutecznie usunięte z sieci Internet, jednak można znaleźć jeszcze kopie niektórych z nich. Tak np. wyglądał tytuł artykułu na ten temat w serwisie NoCoTy.pl, będącym częścią portalu Wirtualna Polska:



W treści artykułu wypowiedź Młynarskiej została zacytowana już w całości. Redakcja zdobyła się nawet na wyrażenie współczucia aktorce, jednak jego szczerość w kontekście tytułu tej publikacji wydaje się wątpliwa.



Ciekawe, czy wydawca NoCoTy.pl również został pozwany? Na dzień dokonania niniejszego wpisu (tj. 16.11.2009) w Internecie cały czas dostępna jest strona, na której opublikowany był ten artykuł, zawierająca w adresie internetowym feralny tytuł. Strona te jest również cały czas indeksowana przez wyszukiwarkę Google. Sam artykuł nie jest jednak już dostępny.

środa, 11 listopada 2009

Misja prasy, a dobra osobiste

Kilka dni temu w serwisie Wirtualnemedia.pl opublikowano wywiad z redaktorem naczelnym Super Expressu Sławomirem Jastrzębowskim. Wywiad został udzielony w związku z wyrokiem, na podstawie którego wydawca Super Expressu zmuszony został do opublikowania przeprosin Patrycji Koteckiej oraz zapłacenia jej zadośćuczynienia (zobacz: "Zdjęcie biustu a kontekst jego wykorzystania"). W wywiadzie tym Jastrzębowski oświadczył, że nie zamierza zaprzestać publikowania zdjęć, za które mógłby zostać pozwany, bowiem „misją dziennikarzy jest pokazywanie czytelnikom prawdy.”

Zdjęcie Koteckiej za które przyszło Super Expressowi przeprosić i zapłacić, opublikowano w artykule pt. „Naga prawda o Koteckiej” i podtytule „To ona rządzi telewizją publiczną”. Artykuł ten przedstawiał osobę pani Koteckiej, informując m.in., że Kotecka rozpoczynała karierę jako modelka. Zdjęcie, którego publikacja zdaniem sądów naruszyła dobra osobiste Patrycji Koteckiej, zostało wykonane w czasie, gdy pracowała ona jako modelka i pierwotnie stanowiło ilustrację do artykułu na temat profilaktyki raka piersi w tygodniku „Naj”. Wydawca Super Expressu zakupił je w profesjonalnej agencji, która udostępnia do publikacji zdjęcia znajdujące się w jej archiwach i do którego dostęp mieli wszyscy klienci tej agencji. Zgoda pani Koteckiej na publikacje jej wizerunku nie ograniczyła się więc tylko do jednego artykułu w tygodniku „Naj”, ale zapewne została udzielona na tyle szeroko, że agencja mogła je oferować innym wydawcom.

Nie znam jeszcze uzasadnienia Sądu Apelacyjnego, jednak na podstawie posiadanych informacji uważam,że publikacja tego zdjęcia w artykule prezentującym sylwetkę Koteckiej nie powinna być uznana za naruszenie jej dóbr osobistych. Wszak Kotecka była wówczas jedną z najważniejszych osób w telewizji publicznej, wpływającą na kształt informacji prezentowanych w głównym wydaniu „Wiadomości”, a tym samym mającą istotny wpływ na sposób widzenia świata przez miliony osób. Media powinny więc mieć możliwość przypomnienia czytelnikom przeszłości takiej osoby, włącznie z możliwością opublikowania zdjęcia, stanowiącego w rzeczywistości informację dla czytelników, w jaki sposób Kotecka dawniej zarabiała na życie. W końcu zgodnie z art. 1 Prawa prasowego prasa urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej. Moim zdaniem publikacja artykułu na temat Koteckiej wraz z przedmiotowym zdjęciem realizowała właśnie te funkcje prasy.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Czy już nikt, nigdy przez tego pana zniesławiony nie będzie?

Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie, na podstawie którego Zbigniew Ziobro zobowiązany został do przeproszenia dr Mirosława G. po głównych wydaniach programów informacyjnych w TVP, Polsacie i TVN oraz zapłaty na jego rzecz zadośćuczynienia w kwocie 30.000 zł.

Przyczyną wniesienia powództwa przeciwko Ziobrze była słynna wypowiedź byłego Ministra Sprawiedliwości (z czasu, kiedy pełni on tę funkcję) pod adresem Mirosława G. o treści: „Już nikt nigdy przez tego pana pozbawiony życia nie będzie”, której Ziobro udzielił na konferencji prasowej po zatrzymaniu przez CBA dr Mirosława G podejrzewanego wówczas o zabójstwo i korupcję.

Sąd Apelacyjny podkreślał, że mimo iż były minister sprawiedliwości był uprawniony do przekazania informacji o toczącym się śledztwie i postawionych kardiochiurgowi zarzutach, to jednak nie mógł tego dokonać w tak kategorycznych słowach. Sędzia Mirosław Pawlak podkreślał wówczas, że dopuścił się tego wysoki funkcjonariusz państwowy wobec lekarza, dla którego istotne jest zaufanie społeczne. Ziobro musi więc ponieść konsekwencje za swe słowa.

Utrzymanie wyroku Sądu Apelacyjnego przez Sąd Najwyższy oznacza, iż wyrok jest prawidłowy zarówno w zakresie prawa materialnego jak i przepisów procedury cywilnej. Ziobro zapowiedział odwołanie się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, argumentując, iż: „Ten wyrok jest bez precedensu, bo oznacza, że jeśli człowiek przekroczy granice wolności słowa, co może się zdarzyć np.: w emocjach, to skazuje się go de facto na konfiskatę majątku”, wskazując jednocześnie, że sąd „uniemożliwił” przesłuchanie go jako pozwanego, gdy chciał wykazywać,że nie naruszył prawa.

Wyroki sądów w omawianej sprawie nie pozostawiają wątpliwości, iż Ziobro naruszył dobra osobiste Mirosława G. Argumentacja Ziobry o przekroczenia wolności słowa w emocjach nie jest żadną okolicznością łagodzącą, czy wręcz wyłaczającą odpowiedzialność. Wręcz przeciwnie, emocjonalna wypowiedź Ministra Sprawiedliwości, której intencją było poinformowanie opinii publicznej, iż zatrzymany został morderca, który pozbawił życia nie jedną osobę, do której doszło podczas oficjalnej konferencji prasowej, jest okolicznością obciążającą Ziobrę. Ziobro wypowiedział te słowa celowo, świadomy tego, iż zostaną one wielokrotnie zacytowane przez środki masowego przekazu i dotrą do większości społeczeństwa. Wypowiadając te słowa Ziobro kreował się na ojca sukcesu zatrzymania G., a jego słowa miały podkreślić jego rangę.

Nakazanie opublikowania przeprosin po głównych wydaniach programów informacyjnych w największych stacjach telewizyjnych w kraju jest moim zdaniem odpowiednią formą kompensaty naruszenia dóbr. Podczas konferencji prasowej celem Ziobry z pewnością było dotarcie do widzów głównych wydań Wiadomości, Faktów i Wydarzeń, co mu się skutecznie udało. W tej sytuacji Ziobro w identyczny sposób powinien przeprosić, przy czym wyrok zmuszający Ziobrę do przeproszenia w Wiadomościach czy Faktach byłby w rzeczywistości niemożliwy do wykonania, zatem najbliższą odpowiednią formą jest opublikowanie oświadczenia po tych programach.

Czy wobec niewątpliwie wysokich kosztów wypowiedzi Ziobry pod adresem Mirosława G. Ziobro zacznie bardziej uważać na słowa, nawet wypowiadając się pod wpływem emocji? Parafrazując wypowiedź Ziobry, czy już nikt nigdy przez tego pana zniesławiony nie będzie?